W wieku 64 lat zmarł dzisiaj Andrzej Biegalski, jedynym polski amatorski mistrz Europy w wadze ciężkiej. Ponieważ doskonale pamiętam jego walki, postanowiłem podzielić się wspomnieniami po tym bokserze o nieprzeciętnym talencie, który jednak został zupełnie zmarnowany.
Biegalski dał się szerzej zauważyć kibicom boksu w 1974, kiedy niespodziewanie zdobył mistrzostwo Polski. Rzucały się w oczy jego znakomite na tamte czasy warunki fizyczne (193 cm wzrostu) i bardzo silny cios. Większość krajowych rywali w lidze bokserskiej przewracała się ze strachu po kilku ciosach Biegalskiego. W tym samym roku pojechał jako 21-latek na mistrzostwa świata do Hawany. Wygrał pierwsza walkę przez ko w 1 rundzie z jakimś rywalem z Afryki, ale w kolejnej z Nigeyjczykiem przegrał na punkty po pełnej klinczów szarpaninie.
W 1975 mistrzostwa Europy odbywały się w Katowicach. W 1 walce Biegalski zdecydowanie pokonał Czecha, który był 3 razy liczony i ledwie dotrwał do końca. W kolejnej znokautował bardzo znanego i solidnego Niemca Petera Hussinga, który był wówczas chyba najwyższym i najcięższym spośród amatorskich bokserów. Był to jeden z najcięższych nokautów, jakie widziałem w amatorskim boksie. Olbrzymi Hussing padł, jak kłoda i leżał wiele minut, zanim się podniósł. W półfinale Biegalski pokonał przed czasem Simona z Rumunii (późniejszego niepokonanego zawodowca), a w finale na punkty utytułowanego Ulianicza z ZSRR. Był to olbrzymi sukces, a wszyscy przepowiadali Biegalskiemu wielką przyszłość. Miał wtedy dopiero 22 lata.
Katem dla naszego boksera okazał się jednak amerykański bokser John Tate (późniejszy krótkotrwały mistrz świata WBA), też bardzo wysoki i silny fizycznie. Do pierwszej walki Biegalski - Tate doszło na olimpiadzie w Montrealu. Tan pojedynek przypominał trochę niedawną walkę Ugonoha z Breazeale'em. Przez 1,5 rundy Biegalski tłukł strasznie Tate'a, a nokaut wisiał na włosku. Niestety, potem się odwróciło i przy okazji wyszły straszne luki Biegalskiego w obronie. On był w obronie zupełnie bezradny. Opuszczał ręce i dawał się tłuc. W efekcie walkę przegrał jednogłośnie na punkty. Rok później nastąpił rewanż podczas meczu bokserskiego Polska - USA w naszym kraju. Sytuacja się powtórzyła. Najpierw Biegalski lał Tate'a, ale potem Polak został zbity do tego stopnia, ze sędzia poddał go w 3 rundzie.
Po tych 2 porażkach z Tate'em z Biegalskiego jakby uszło powietrze. Zaczęła się szybka równia pochyła. Zdarzało mu się przegrywać przez nokaut nawet w polskiej lidze. Pojechał jeszcze raz na mistrzostwa Europy, ale już w 1 walce został ciężko znokautowany przez rywala z ZSRR (bodajże Abadżiana). Mówiło się pomiędzy kibicami, że Biegalski stacza się przez pijaństwo, ale nie wiem, czy to były prawdziwe pogłoski. W końcu słuch o nim zaginął.
Andrzej Biegalski był w moim odczuciu wielkim talentem wagi ciężkiej, ale kariera i sukcesy przyszły w jego przypadku za szybko. Miał wspaniały cios, niezłą szybkość i był bardzo groźny w ataku, ale obrona po prostu leżała i wołała o pomstę do nieba. Zanim zdążył się jej nauczyć, przegrał kilka ważnych walk i chyba załamał się też psychicznie. Dopiero Gołota okazał się podobnym polskim talentem HW, jak Biegalski, lecz także zmarnowanym.
Trzej mistrzowie Europy z lat 70. XX wieku. Henryk Średnicki, Andrzej Biegalski i Leszek Błazyński. Wszyscy już nie żyją.
Biegalski dał się szerzej zauważyć kibicom boksu w 1974, kiedy niespodziewanie zdobył mistrzostwo Polski. Rzucały się w oczy jego znakomite na tamte czasy warunki fizyczne (193 cm wzrostu) i bardzo silny cios. Większość krajowych rywali w lidze bokserskiej przewracała się ze strachu po kilku ciosach Biegalskiego. W tym samym roku pojechał jako 21-latek na mistrzostwa świata do Hawany. Wygrał pierwsza walkę przez ko w 1 rundzie z jakimś rywalem z Afryki, ale w kolejnej z Nigeyjczykiem przegrał na punkty po pełnej klinczów szarpaninie.
W 1975 mistrzostwa Europy odbywały się w Katowicach. W 1 walce Biegalski zdecydowanie pokonał Czecha, który był 3 razy liczony i ledwie dotrwał do końca. W kolejnej znokautował bardzo znanego i solidnego Niemca Petera Hussinga, który był wówczas chyba najwyższym i najcięższym spośród amatorskich bokserów. Był to jeden z najcięższych nokautów, jakie widziałem w amatorskim boksie. Olbrzymi Hussing padł, jak kłoda i leżał wiele minut, zanim się podniósł. W półfinale Biegalski pokonał przed czasem Simona z Rumunii (późniejszego niepokonanego zawodowca), a w finale na punkty utytułowanego Ulianicza z ZSRR. Był to olbrzymi sukces, a wszyscy przepowiadali Biegalskiemu wielką przyszłość. Miał wtedy dopiero 22 lata.
Katem dla naszego boksera okazał się jednak amerykański bokser John Tate (późniejszy krótkotrwały mistrz świata WBA), też bardzo wysoki i silny fizycznie. Do pierwszej walki Biegalski - Tate doszło na olimpiadzie w Montrealu. Tan pojedynek przypominał trochę niedawną walkę Ugonoha z Breazeale'em. Przez 1,5 rundy Biegalski tłukł strasznie Tate'a, a nokaut wisiał na włosku. Niestety, potem się odwróciło i przy okazji wyszły straszne luki Biegalskiego w obronie. On był w obronie zupełnie bezradny. Opuszczał ręce i dawał się tłuc. W efekcie walkę przegrał jednogłośnie na punkty. Rok później nastąpił rewanż podczas meczu bokserskiego Polska - USA w naszym kraju. Sytuacja się powtórzyła. Najpierw Biegalski lał Tate'a, ale potem Polak został zbity do tego stopnia, ze sędzia poddał go w 3 rundzie.
Po tych 2 porażkach z Tate'em z Biegalskiego jakby uszło powietrze. Zaczęła się szybka równia pochyła. Zdarzało mu się przegrywać przez nokaut nawet w polskiej lidze. Pojechał jeszcze raz na mistrzostwa Europy, ale już w 1 walce został ciężko znokautowany przez rywala z ZSRR (bodajże Abadżiana). Mówiło się pomiędzy kibicami, że Biegalski stacza się przez pijaństwo, ale nie wiem, czy to były prawdziwe pogłoski. W końcu słuch o nim zaginął.
Andrzej Biegalski był w moim odczuciu wielkim talentem wagi ciężkiej, ale kariera i sukcesy przyszły w jego przypadku za szybko. Miał wspaniały cios, niezłą szybkość i był bardzo groźny w ataku, ale obrona po prostu leżała i wołała o pomstę do nieba. Zanim zdążył się jej nauczyć, przegrał kilka ważnych walk i chyba załamał się też psychicznie. Dopiero Gołota okazał się podobnym polskim talentem HW, jak Biegalski, lecz także zmarnowanym.
Trzej mistrzowie Europy z lat 70. XX wieku. Henryk Średnicki, Andrzej Biegalski i Leszek Błazyński. Wszyscy już nie żyją.
![[Obrazek: z19896981V,Trzej-mistrzowie-Europy-w-bok...enryk-.jpg]](http://bi.gazeta.pl/im/95/f9/12/z19896981V,Trzej-mistrzowie-Europy-w-boksie--Od-lewej-Henryk-.jpg)